Obudził mnie cudny zapach naleśników.
– Ams? Wstawaj, zrobiłam śniadanie. – usłyszałam po chwili. Weszłam ospale do
łazienki. Zaczęłam szorować zęby, po chwili uczesałam się i umalowałam.
Spojrzałam w lustro, uśmiechając się. – Dasz radę Ams. – nie ma to jak
dopingowanie samej sobie. Wychodząc z łazienki, zahaczyłam nogą o walizkę, przez
co upadłam z wielkim hukiem. – Fuck! – krzyknęłam, przewracając oczami.
Stwierdziłam, że jak już leżę obok walizki, mogę zacząć się ubierać. Po kilku
minutach, wybrałam czarną bokserkę i krótkie jeansowe spodenki. Kulejąc
opuściłam swój pokój, udając się do kuchni. – Wreszcie pojawiła się śpiąca
królewna. – przywitał mnie ciepły uśmiech Cece. Przewróciłam oczami, zasiadając
do stołu. Chanel podstawiła mi pod nos talerz pełen naleśników, polanych sosem
klonowym. Widocznie zdążyła zrobić zakupy. – C., która jest godzina? –
wymruczałam, zanosząc puste naczynie do zlewu. Przepłukałam je i odłożyłam na
suszarkę. – Czternasta. – odpowiedziała moja przyjaciółka, na co ja zakryłam
sobie usta dłonią, by nie krzyknąć. – Czemu mnie nie obudziłaś?! Muszę poszukać
pracy, iść na zakupy… Przede wszystkim muszę nam znaleźć mieszkanie! Och,
Jezusie, liczyć na ciebie. Siedź tu i nigdzie się nie ruszaj. Albo nie, połaź
sobie po mieście. Kurde, co ja mówię, zgubisz się! Siedź w hotelu i nie
wychodź. Wrócę wieczorem. – powiedziałam, upijając łyk jej zimnej kawy. Ubrałam
szybko czarne szpilki, przy okazji chwyciłam torebkę i zarzuciłam ją na ramię.
W holu jakiś chłopak poprosił mnie o papierosa. Grzecznie odpowiedziałam, że
został mi ostatni, po czym rzuciłam się dosłownie na drzwi wyjściowe.
Byłam już w trzeciej agencji.
Żadna z nich nie była zainteresowana takimi modelkami jak ja i Cece. Powoli
zaczynało doskwierać mi zmęczenie, więc udałam się do Starbucks’a po kawę. –
Poproszę karmelowo-truskawkową z ciasteczkami czekoladowymi. – powiedziałam do
młodej kobiety za ladą. Spełniła moje życzenie, podałam jej pieniądze i
wyszłam. Wzrokiem szukałam kolejnych wielkich korporacji modowych, jak się
okazało zobaczyłam biurowiec jednej z gazet o modzie, GoldenFashion. Weszłam
tam z nadzieją zdobycia pracy, chociażby dla siebie. W recepcji powiedziano mi,
że szukają kilku nowych modelek, i że więcej mogę się dowiedzieć u Felicity,
szefowej całej przedsiębiorczości. Tak więc udałam się do jej gabinetu.
Zapukałam cicho, a gdy tylko usłyszałam ‘proszę’, weszłam śmiało.
- Dzień dobry, nazywam się…
- Amelia Lena Edwards. Nie kłopocz się, wiem kim jesteś. –
kobieta odwróciła się na sporym krześle obrotowym, wbijając wzrok w moją twarz.
– Gdy tylko opuściłaś Finney Models i powiedziałaś publicznie, że
przeprowadzasz się do Londynu, wiedziałam, że pojawisz się u mnie. –
powiedziała poważnie, co wystraszyło mnie bardzo, nie chciałam dalej biegać po
tak wielkim mieście, szukając odpowiedniej dla siebie i Chanel firmy. Jednak na
jej twarzy zagościł ciepły uśmiech, uspokoiło mnie to. – Przyjechałaś z
koleżanką, prawda? Jak jej było… Chanel Sprouse. Nie ważne. Wiem, że obie
szukacie pracy jako modelki. U mnie możecie zostać fotomodelkami. 16 tysięcy
miesięcznie, oczywiście od osoby. Pracę zaczęłybyście od przyszłego tygodnia. –
powiedziała pewnie, jak gdyby dałaby sobie rękę uciąć, że się zgodzę.
Przez chwilę miałam wątpliwości.. W końcu chciałam uciec od
tej rzeczywistości, jaką żyłam dotychczas. Jednak doszło do mnie, że nie
ucieknę. Jestem zbyt znaną osobą, bym mogła się ukryć. Westchnęłam głośno,
zerkając niepewnie w stronę Felicity. – Poczeka pani? Zadzwonię do Cece, to
znaczy do Chanel i uzgodnię z nią to. – kobieta kiwnęła głową, podczas gdy ja
szukałam już telefonu. Wystukałam szybko numer przyjaciółki, uśmiechając się do
kobiety. – C., przyjmują nas do GoldenFashion. Dostawałybyśmy 16 tysięcy
miesięcznie, zaczynając od przyszłego tygodnia. – oblizałam suche usta, by trochę
je zwilżyć, czekając na decyzję Cece.
- Okej. I tak nie dostaniemy póki co lepszej oferty. Przyjdę
tam zaraz i podpiszemy umowę. – westchnęła do słuchawki, po czym się
rozłączyła. Schowałam telefon z powrotem do torebki. – Cece zaraz tu przyjdzie.
Podpisujemy umowę od razu? – spytałam, patrząc kobiecie w oczy, zakładając nogę
na nogę.
- Tak. Poczekaj na koleżankę w kawiarni piętro niżej, a ja
pójdę po umowy.
Po jej słowach wyszłam, przy czym powiedziałam ciche ‘dziękuje’.
W kawiarni dopiłam swoją kawę. Chociaż była zimna, i tak mi smakowała. Na sobie
poczułam czyjś wzrok. Odwróciłam się w tył. Stało tam trzech chłopaków,
szepczących między sobą.
- To ta Edwards? – powiedział jeden z nich.
- Na stówę. Popatrz, nawet ma taki sam tatuaż. – odparł drugi,
zwracając uwagę na mój tatuaż. Faktycznie, miałam go od jakiegoś czasu. Znajdował
się na moich plecach, był to dmuchawiec, którego część puchowych nasionek
właśnie rozwiewało. Pod spodem pisało ‘fleeting moments’. Miał oznaczać ulotne
momenty w moim życiu. Byłam z niego bardzo dumna. Był malutki, miał trzy na
siedem centymetrów i znajdował się na mojej lewej łopatce. Chłopaki zaczęli
rozprawiać o tym, co tu mogę robić. Odwróciłam się jeszcze raz, przyglądając im
dokładnie. ‘O kurwa, to są chłopaki z One Direction!’ przez moją głowę
przebiegała tylko ta myśl. Wyciągnęłam telefon, pisząc sms’a do Cece. ‘C.,
właśnie Zayn, HARRY i Louis mnie obgadują i myślą, że nie słyszę. Kurde,
pośpiesz się!!! X’. Po kilku minutach zobaczyłam stojącą kilka metrów za
chłopakami, swoją przyjaciółkę. Przyszedł mi sms. ‘Nie dam rady obok nich
przejść, przecież zemdleję, albo rzucę się na nich! Ty tu chodź. Xx’ Wstałam z
drewnianego krzesła, idąc w ich kierunku. Pewnie myśleli, że do nich. A to
pech! Gdy Zayn już zagryzał wargę, sądząc, że się z nim przywitam, przecisnęłam
się między nimi szepcząc ciche ‘przepraszam’ i podeszłam do przyjaciółki. Kiedy
moja twarz była poza zasięgiem ich wzroku, zaczęłam uśmiechać się głupkowato w
stronę Cece. W drodze do gabinetu Felicity, zaczęłyśmy obgadywać ich ubiór i
to, jak o mnie gadali. Podpisałyśmy
szybko umowę. Wychodząc z pomieszczenia, należącego do Fizzy, bo tak nam kazała
na siebie mówić, Chanel palnęła największą głupotę jaką mogła zrobić. Obok drzwi
do gabinetu Fizz stało już w całej okazałości One Direction, a ona, nie
zauważyła ich i zaczęła ponownie głośno myśleć. – Widziałaś jak Zayn cię
pożerał wzrokiem? A jak Louis? – zakryłam usta dłonią, na co chłopaki z zespołu
zaczęli się śmiać. Oczywiście poza Zaynem i Louisem. Zrobiłam się czerwona na
twarzy, a co dopiero Chanel. Jej twarz wyglądała jak garnek barszczu. Niall nie
mógł wytrzymać ze śmiechu, dosłownie turlał się po idealnie czystym dywanie.
Ciemnooki chłopak podrapał się po głowie, nie wiedząc co ma zrobić, tak samo
czuł się Lou. Żeby załagodzić sytuację, podeszłam do nich i z uśmiechem na
twarzy przywitałam się. Mimo przeprosin Cece, Zayn i Louis wciąż czuli się
niezręcznie. W tej chwili z pomieszczenia obok którego staliśmy wyszła
Felicity.
- Widzę, że się poznaliście. Będziecie mieć razem sesję. –
powiedziała niewzruszona, wchodząc z powrotem do swojego biura.
- Pewnie tam też zrobi coś głupiego! – zaśmiała się Cece.
Czuję, że to początek sympatycznej znajomości.
To jest Kurwa tak zajebiste że umarłam. Teraz robisz mi pogrzeb i pocieszasz Haroldzika #pozdrowieniaprostozgrobu*.*
OdpowiedzUsuńO matko !!! Ta powyżej ma racje!! Jest świetnie !! Czekam na kolejny rozdział, informuj mnie jeśli możesz na @Mary102666
OdpowiedzUsuńNominowałam Twój blog do Libster Award na www.youonlyliveonce2509.blogspot.com więcej szczegółów pod tym adresem ;)
OdpowiedzUsuń